Andrzej Miąskiewicz, jakim Go pamiętam

Poznaliśmy się na początku lat 80 - tych, w Wisznicach. Przez jakiś czas pracowaliśmy razem w szkole - Andrzej uczył geografii i, w ramach tzw. "czynności dodatkowych", ale głównie z potrzeby serca, organizował wycieczki, rajdy i inne przedsięwzięcia.


Wtedy to uświadomiłem sobie, iż spotkałem na swojej drodze kogoś wyjątkowego, kogoś będącego pasjonatem wielu rzeczy jednocześnie, wybitną osobowość i jednocześnie człowieka bardzo skromnego, człowieka o olbrzymiej wiedzy i rzadkich umiejętnościach. Każda wycieczka, rajd itp. organizowane przez Niego, były majstersztykiem złożonym z wiedzy teoretycznej, praktycznej, intuicji oraz okoliczności, które zawsze Mu sprzyjały.

Był biurem turystycznym, przewodnikiem, fotografem…Z każdej wyprawy przywoził mnóstwo różnych materiałów drukowanych oraz zdjęć. Wykorzystywał je potem na swoich lekcjach - zdjęcia prezentował najczęściej w postaci własnoręcznie wykonanych przeźroczy. Ilość wycieczek, rajdów, w tym rowerowych, krajowych i zagranicznych, zorganizowanych przez Niego jest imponująca. Wszystkie były udane.

Moim zdaniem oraz wielu innych osób, Andrzej mógł z powodzeniem prowadzić biuro turystyczne, ale wolał pracować z młodzieżą. Był lubiany przez młodzież za wiedzę, za sprawiedliwą, aczkolwiek surową ocenę uczniowskiej wiedzy oraz za ujmujący i autentyczny sposób bycia. Pamiętam, że w plebiscycie na najbardziej lubianego nauczyciela zajął drugie miejsce w szkole - były to lata 80 - te. Bez przesady można powiedzieć, iż lubili go wszyscy, którzy się z nim zetknęli i skorzystali z jego pomocy.

Jedną z jego pasji była fotografia, nie tylko ta zwyczajna, ale też artystyczna. Przypominam sobie, że miał kilka wystaw swoich zdjęć, w tym w Lublinie. Wygrał kiedyś jakiś poważny konkurs fotograficzny, ale obiecanej nagrody za pierwsze miejsce, czyli kamery, nigdy nie otrzymał. Interesowały Go też okolice Wisznic - fotografował miejsca, ciekawe etnograficznie oraz kulturowo, planując w przyszłości wydanie albumu fotograficznego. Były to kapliczki, nagrobki, krzyże, kościoły oraz ich wnętrza. Pamiętam, że do fotografowania wnętrz kościołów potrzebne było zezwolenie władz kościelnych, niełatwe do uzyskania.

Andrzej dobrze jeździł samochodem, ale najczęściej można Go było zobaczyć jadącego tzw. wyścigówką, wytworem nieistniejącej już fabryki rowerów "ROMET" w Bydgoszczy. Jeździł dużo, często przekraczając limit 50 kilometrów dziennie, wyznaczony Mu z powodów zdrowotnych przez lekarzy. W 1997 roku, w maju, wziął mnie ze sobą na wypad rowerowy do Czech, który miał na celu załatwienie noclegu dla młodzieży i nauczycieli, wybierających się z Nim do Pragi w późniejszym terminie. Pamiętam szczególnie dwa dni z naszej wyprawy - jazdę do motelu w Jicinie; w warunkach górskich pokonaliśmy wtedy około 100 kilometrów w obie strony, Andrzej jechał cały czas na czele, zmagając się ze swoim organizmem oraz silnym wiatrem; w dniu powrotu do Polski musieliśmy poruszać się brzegiem rzeki, przenosząc rowery z bagażem przez ścięte pnie drzew na odcinku około 100 metrów - Andrzej nie pozwolił sobie pomóc - sam pokonał nadludzkim wysiłkiem ten odcinek, a bagażu miał więcej niż ja. Nigdy tego nie zapomnę.

Hart ducha, wieczny optymizm, walka z przeciwnościami losu, spolegliwość, skromność, zaangażowanie…- lista cech określających osobowość Andrzeja nie jest kompletna. Odszedł nagle, pokonany przez Los.  Pamięć o Nim, o Jego dokonaniach, pozostanie w naszych sercach na zawsze.

wspominał Jerzy B. Grabek

sponsorzy